- Jakbyś podsumował te dwa lata spędzone w Bydgoszczy? Jaki to był czas?
- Z jednej strony bardzo dobry, bo trafiłem na grupę fajnych ludzi. Na sprzyjające warunki zarówno ze strony kibiców, zarządu jak i miasta. To mi się podobało. Z drugiej strony przez te dwa lata było masę problemów, w pierwszym roku wcale nie były one mniejsze niż w drugim. Tyle, że w sezonie 2018/2019 było o tym głośno. Ale żyjemy, przecież mogliśmy już być w pierwszej lidze. Powoli klub wychodzi na prostą. Oczywiście mam pewien niedosyt. Z jednej strony mogło być dużo gorzej, ale z drugiej strony nie wiem czy mogłoby być dużo lepiej. Na pewno nie czuję się spełniony po tych dwóch latach, ale też nie czuję, żebym popsuł coś w tym klubie.
- Który sezon był trudniejszy? Ten, w którym do końca walczyliśmy o utrzymanie czy ten ostatni?
- Ten pierwszy, tam była troszkę inna grupa. Myślę, że z mojej strony oczekiwania wobec drużyny były zbyt wysokie. Mieliśmy bardzo nerwową końcówkę sezonu, problemy z wystawieniem pierwszej szóstki ze względu na kontuzje. W pierwszym roku nie było wiadomo o problemach. Sami się z nimi mierzyliśmy. W drugim wyglądało to już inaczej, była też inna drużyna. Wydaje mi się również, że łatwiej dogadywałem się z zespołem w minionym sezonie. Ale w żadnym wypadku nie przerzucam odpowiedzialności na zawodników, po prostu łatwiej mi było zapanować nad charakterami osób w ostatnich rozgrywkach.
- Z perspektywy czasu wiesz co mogło być źródłem tych problemów?
- Pewnie. Z jednej strony było za wiele presji i ciśnienia na tych chłopakach. Za dużo narzuciłem. Z drugiej strony pewnie nie trafiłem z dwoma transferami. Ale biorąc pod uwagę, że w ciągu dwóch lat wykonałem ich dwadzieścia, no być może z piętnaście, to dwa mi się nie udały. Z dziesięciu jestem bardzo zadowolony, z trzema mogło być lepiej. Ale generalnie wydaje mi się, że za wiele wymagałem od wszystkich dookoła, od siebie, zawodników. A nie byliśmy zespołem, który mógłby walczyć o coś więcej. To po prostu frustrowało, że gramy tylko o dół tabeli. Taka to była drużyna. Trzeba było spokojniej do wszystkiego podejść.
- Czyli to Ty decydowałeś o wszystkich transferach?
- Praktycznie był tylko jeden transfer, który przejąłem z poprzednich lat. Zarząd dał mi wolną rękę, oczywiście każdy miał swoją opinię, ale ostateczne zdanie miałem ja.
- Jest taki zawodnik z którego jesteś najbardziej zadowolony?
- Jestem przeszczęśliwy widząc na boisku Michała Szalachę, który miał rozerwanego Achillesa i nikt nie wiedział czy wróci do grania. Teraz zagra w zespole, który będzie się bił o medale, dodatkowo trafił do reprezentacji Polski. Lipińskiego nikt za bardzo nie chciał, lądował na zapleczu. a teraz może się tak stać, że będzie w kadrze na Uniwersjadę. Marozau spadł z ligi z Kielcami, a u nas był czołowym środkowym. Vinhedo, który grał gdzieś na peryferiach siatkówki w Portugalii, nagle wrócił i teraz idzie do Jastrzębia. Z kilku chłopaków jestem naprawdę zadowolony. Kovacević miał różne momenty, ale przypominam, że poprzedni sezon spędził w Rumunii. W pierwszym roku troszeczkę gorzej się to wszystko poukładało.
- Właśnie patrząc na statystyki indywidualne to nasi zawodnicy zajmowali czołowe lokaty. Żal, że nie przełożyło się to na ogólny wynik drużyny.
- Myślę, że to co się działo na przełomie grudnia i stycznia miało na to wpływ. Gdyby nie dwa, trzy czynniki moglibyśmy skończyć wyżej. Rezultat zespołu to jest suma iluś czynników na przestrzeni czasu. To nie jest tak, że w ciągu jednego dnia nagle zespół gra lepiej. Nad tym pracuje się pewien okres. Jeżeli zadzieje się coś złego to efekty przychodzą po miesiącu i nie da się tego w mgnieniu oka naprawić. Pewnie, że mogło być lepiej, ale ten drugi rok był na pewno ciekawszy.
- Często trzeba było motywować drużynę?
- W minionym sezonie nie. W pierwszym spędzałem nad tym mnóstwo czasu, poświęciłem dużo energii, aby wprowadzić na boisku ogień. W drugim roku nie trzeba było kompletnie tego robić.
- Jest takie spotkanie, które zapamiętasz na długo?
- Mecz z Jastrzębiem u nas, 0:3. Ja nie wiem jak myśmy to przegrali. 17:10 w pierwszym secie, 15:10 w drugim. Gramy, wszystko jest pod kontrolą, nagle wszystko się sypie w ciągu dwóch minut. Chyba bardziej pamiętam jednak porażki. Przegrana z Lubinem, załamałem się, gdy dzień przed pojedynkiem wypadło nam dwóch zawodników. Ale to Jastrzębie... Teraz znowu myślę o tym spotkaniu. Oglądałem ten mecz z dziesięć razy i nadal nie wiem jak mogliśmy to przegrać.
- A pozytywne zaskoczenie? Też Jastrzębie, ale u nich?
- Tak, 3:0 i to bardzo gładkie.
- Czy można powiedzieć, że to były najtrudniejsze dwa lata w Twojej dotychczasowej karierze?
- Czy ja wiem? Wydaję mi się, że sami sobie narzuciliśmy za duże oczekiwania. Tu nie chodzi o presję, bo ona jest wszędzie. Miałem czasem lepszy zespół w Warszawie, a nie było takich wielkich wymagań. Tutaj mieliśmy trochę słabszą drużynę i nagle celem miała być gra o 8-9 miejsce. Tu nie chodzi o jakieś ciśnienie tylko o to, aby dozować oczekiwania.
Czy było ciężko? Tak, zagalopowałem się i chciałem udowodnić, że dam sobie ze wszystkim radę. Pewnie przegiąłem, ale teraz wyluzowałem. Przez te dwa lata zmieniłem się jako człowiek.
- Teraz stery przejął Przemysław Michalczyk. Jest to dobra decyzja?
- Bardzo się z tego cieszę. To jest jakaś kontynuacja pracy. Dobrze, że tak się dzieje. Generalnie wszystko zostaje bardzo zbliżone. Przemek był u mnie cztery lata asystentem. Wprowadzi swoje pomysły, ale jest ta ciągłość pracy. On ma inny charakter, może inaczej podejdzie do tego wszystkiego.
- Były jakieś rady dla niego z Twojej strony?
- Dzwonimy do siebie, pytał się mnie o dwa nazwiska. Nie wchodzimy sobie w drogę, bo szukamy innych zawodników. Rozmawiamy raz na jakiś czas. Jak zapadła decyzja, że się rozstajemy to prosiłem, żeby Przemek to poprowadził. Cieszę się, że prezesi jemu powierzyli to stanowisko.
- Od nowego sezonu poprowadzisz MKS Będzin. Dlaczego właśnie ta drużyna?
- Prawdę mówiąc czekałem na jedną ofertę, rozmawiałem z jednym silnym klubem. To się nie udało. Mój kolega objął to stanowisko, to była taka uczciwa rywalizacja. W Będzinie jest dużo fajnych rzeczy do roboty, klub chce się rozwijać, lubię jak trzeba coś budować. W takich zadaniach się dobrze czuję. Pierwszej oferty z Będzina nie przyjąłem, ale potem jak usiadłem i popatrzyłem ile można jeszcze zrobić wokół tego klubu to się cieszę, że podjąłem taką decyzję.
- Stawiasz sobie jakiś konkretny cel?
- Pewnie, że tak. Po poprzednim roku klub ma bardzo złą opinię i chciałbym to zmienić. Taki jest nasz cel. Trzeba wykonać dużo pracy. Przypominam, że Bydgoszcz przez wiele lat miała bardzo dobrą opinię, jeśli chodzi o zawodników i agentów. Wiadomo co się stało w ciągu dwóch lat. Łatwo traci się opinie, dobre zdanie u agentów, zawodników i kibiców. Trudno je potem odzyskać. Ale trzeba zrobić wszystko, aby to odbudować.
Joanna Sikora, Agnieszka Piasecka