Ras Luta - Bądź sobą
Witajcie!
Choć jeszcze nie koniec, to chyba z mojej strony jest to czas na małe podsumowanie..
Nie wiem tak naprawdę od czego mam zacząć. Jednak pojawiła się pewna wena, którą właśnie o godzinie 22:30 dnia 7.03.2014 r. mam zamiar wykorzystać. Wiecie, kto by pomyślał, że Bydgoszcz, która zawsze liczyła się w PlusLidze i walczyła o takie cele, na jakie pozwalały jej nasze zasoby sił, teraz będzie poza czołową ósemką i pozostanie jej walka w play-out'ach. Nikt takiego scenariusza nie zakładał. Nikt się tego nie spodziewał. Jednak mogę Wam powiedzieć jedno, że jako jeden z tych przegranych ludzi mimo wszystko jestem dumny, że mogę występować w niebiesko-biało-czerwonych barwach. Początek sezonu nie był dla nikogo satysfakcjonujący. Przegrywaliśmy mecz za meczem i cały czas szukaliśmy swojej gry na boisku, ale też pewnie każdy z Nas szukał samego siebie, bo ciężko było uwierzyć, co się dzieje. Nie mieliśmy też chyba zbytnio szczęścia, bo w składzie, który został zbudowany na początku sezonu pojawiły się kontuzje, które wykluczyły zawodników na prawie cały okres grania. Wydawałoby się, że zamiast wiatr wiał nam w plecy, aby popychać drużynę ku lepszemu, dostawaliśmy nim po oczach i mimo wszystko cofaliśmy się. Złapaliśmy pewien dołek w naszym graniu i przez pewien czas byliśmy czerwoną latarnią całej ligi. Pamiętam, gdy na jednym spotkaniu (już wtedy z nowym trenerem) każdy miał powiedzieć coś o sobie – jakąś śmieszną historię swojego życia, co jest dla niego najbardziej stresujące lub jak się czuje w nowej drużynie. Pierwsze „coś”, co przyjdzie nam do głowy. I gdy każdy tak mówił o czymś, co mu nagle wpadło do głowy lub też o czym chciał się podzielić z chłopakami z drużyny, doszła kolejka do środkowego naszej ekipy – Miłosza. Zapamiętałem jego wypowiedź, bo powiedział on o tym, że najbardziej denerwujące dla niego jest to, że przez kontuzję nie może pomóc nam na boisku. Ma dość oglądania nas poza boiskiem i chciałby w końcu wejść i zagrać. Uwierzcie mi, po tym, w jaki sposób o tym mówił widać było, że najgorsze dla zawodnika jest niemożliwość zrobienia czegoś, aby ten stan zniknął. Jedyne co można, to dać sobie czas na zagojenie ran i ze zdwojoną siłą po rehabilitacji wrócić do grania.
Jednak z biegiem czasu pojawiło się światełko w tunelu, że nie możemy się teraz poddać, bo gdybyśmy się poddali skończylibyśmy z takim nastawieniem na ostatnim miejscu w tabeli. Bitwę można przegrać, ale wojnę zawsze można wydłużyć i postarać się ją wygrać. I wydaje mi się, że jako drużyna tak właśnie postąpiliśmy. Daliśmy sobie szansę, aby jeszcze pozostać w grze i mierzyć się w play-off'ach. Były wzloty – graliśmy w niektórych meczach naprawdę rewelacyjnie, pokazując sobie nawzajem, ile jako zawodnicy jesteśmy warci, a to rzutowało na obraz drużyny i całej gry. Były również upadki – gdzie nie potrafiliśmy sobie kompletnie poradzić z tym, co się dzieje na boisku i było to uwarunkowane różnymi aspektami. Mimo wszystko powoli wdrapywaliśmy się na jakiś pewien poziom i cały czas mieliśmy realne szansę, aby udowodnić, że potrafimy grać lepiej i podnosiliśmy swój poziom gry.
Tak naprawdę sami jesteśmy sobie winni, bo udział w czołowej ósemce mogliśmy zapewnić sobie i Wam już wcześniej, a mecz z Gdańskiem ukazał tak naprawdę, jaki był ten sezon dla naszej drużyny. Słaby początek w dwóch pierwszych setach, gdzie kompletnie nie istnieliśmy na boisku. Lotos grał konsekwentnie i nie pozwalał nam się w ogóle do siebie zbliżyć. I właśnie gdzieś tam w tej trzeciej partii odrodziła się nadzieja, że mecz się jeszcze nie skończył, a my musimy podnieść się i walczyć do końca. I zrobiliśmy to tak, jak w przeciągu całego sezonu. Stawiliśmy czoła wyzwaniu i mimo nie najlepszej gry siatkarskiej, to sercem i wolą walki wyciągnęliśmy to spotkanie do stanu 2:2. Schodząc na ławkę przed tie-breakiem dostaliśmy informację od trenera, że w Bełchatowie również w setach jest 2:2 i musimy wygrać ten mecz. Ambicji nam nie brakowało, bo niewiele dzieliło nas od tego, aby mimo nie najlepszej gry w przeciągu całego sezonu być już tym jednym krokiem w fazie play-off. Graliśmy jak równy z równym. Gdańszczanie nie odpuszczali wiedząc już, że nie dla nich jest najlepsza ósemka. I nagle buuuum….. zmieniając strony w piątej partii trener podał nam informację, że Kielce wygrały z Bełchatowem 3:2 i nawet jak wygramy ten mecz, nie mamy szans na play-off'y. Jak mogliśmy się czuć? Każdy z nas przeżył wielki zawód... To, co może być najgorsze dla sportowca walcząc o medale i skończyć na czwartym miejscu, to podobne uczucie towarzyszyło nam. Walcząc o to minimum, jaką była najlepsza ósemka naszej ligi wypadliśmy i będziemy mierzyć się z Częstochową o 9 lokatę. Ktoś może stwierdzić, że to porównanie jest nie na miejscu, jednak czasami w naszym życiu powraca ten niesmak, który kiedyś już towarzyszył.
Mamy zamiar skończyć naszą rywalizację w tym sezonie z jak najlepszym wynikiem, a sytuacja wygląda tak, że najlepszym jest tylko 9 miejsce. Więc jeżeli nic innego nam nie pozostaje, jak wygrać obydwa mecze z Częstochową, która sporo szkód już nam wyrządziła, to należy to wykonać. Mam nadzieję, że spotkamy się w licznej grupie na koniec tego sezonu i pomożecie nam w ostatnim/ostatnich boju/bojach w Łuczniczce!
Każdy potrzebuje odpoczynku, więc jaa jak na razie przełączam stan na „off”.
Do zobaczenia niedługo!
Kipek.