Skąd u środkowego bydgoskiego Transferu zamiłowanie do gotowania? „Jestem raczej samoukiem. Lubię sam coś przyrządzić w kuchni. U mnie w domu zawsze było tak, że kto wracał pierwszy do domu, ten robił obiad albo przynajmniej pomagał w przygotowaniu. Także u mnie w rodzinie każdy potrafi coś zrobić, mam brata kucharza” - przyznaje Miłosz Zniszczoł. Gotowanie to jedna z pasji podopiecznego Mariana Kardasa. „Powiedzmy, że lubię gotować. Jakoś sobie z tym radzę i myślę, że mojej żonie smakuje to, co przygotuję. Ciężko powiedzieć czy dobry ze mnie kucharz. Żona nie narzeka, problemów z żołądkiem nie ma, więc uważam się za nie najgorszego kucharza” - śmieje się siatkarz Transferu, który nie spędza jednak w kuchni całego wolnego czasu - „Robię sobie obiady, więc jest to kwestia godziny, może niecałej, aby przygotować posiłek i go zjeść. Na kolację poświęcam chwilę, powiedzmy pół godzinki, aby zrobić coś szybkiego i lekkiego. Godzina, półtorej to jest maksimum czasu, jaki spędzam w kuchni” - wyjaśnia.
Niemal w każdym domu mówi się, iż kuchnia to królestwo kobiet. Żona Miłosza pozwala mu jednak nabałaganić w kuchni, choć raczej unikają wspólnego gotowania - „Jak robimy coś razem to nie możemy się zgodzić. Staramy się więc jakoś dzielić, np. żona robi kolację, ja zajmuję się obiadem i na odwrót. Raczej razem nic nie robimy, ale odkąd przyjechaliśmy tutaj do Bydgoszczy, to częściej żona przebywa w kuchni, bo ogólnie zajmuje się teraz domem. Częściej to ona dla mnie gotuje” - przyznaje Miłosz, który większość czasu spędza na treningach w hali Łuczniczka. Gdy jednak ma chwilę wolnego zamienia się w kucharza i eksperymentuje w kuchni, bo jak sam przyznaje, nie trzyma się konkretnych potraw. Czy ma zatem swoją popisową? „Generalnie nie mam takiej. Ostatnio zrobiłem królika w winie i powiem szczerze, że wyszedł mi całkiem niezły. Myślę, że to właśnie ta potrawa jest moją najlepszą” - powiedział nam nasz środkowy. Nie zdradza jednak przepisu. Dlaczego? „Podałbym przepis na tego królika, ale myślę, że nie wyszedłby taki sam. Tak na szybko to ciężko mi coś podać. Raczej robię wszystko z głowy” - tłumaczy.
Jak każdy z nas ma swoje ulubione danie i oczywiście jest nim tradycyjny schabowy z ziemniakami. Kuchnia polska – to właśnie tę preferuje siatkarz bydgoskiego klubu - „Bardzo lubię kuchnię polską, szczególnie jak przyjeżdżam do domu. Uwielbiam, gdy gotuje moja mama. Tutaj staram się eksperymentować z innymi kuchniami - makarony, ryż itd” - opowiadał nam Miłosz. Nie miał jednak jeszcze okazji gotować dla drużyny. Choć już wcześniej, jeszcze podczas okresu przygotowawczego, w wywiadzie dla oficjalnej strony Transferu obiecywał, iż jeśli będzie okazja, chętnie coś ugotuje - „W Bydgoszczy jeszcze nie było okazji. Jak byłem w Kielcach to czasem się zdarzyło, że udało mi się coś ugotować. Robiliśmy też taki materiał na potrzeby świąteczne, gdzie coś przygotowywałem” - wspomina środkowy bydgoskiej ekipy. A, że do świąt pozostały niecałe dwa miesiące, mogliśmy zahaczyć Miłosza o jego udział w przygotowaniach do nich - „Ostatnimi czasy bywało tak, że przyjeżdżałem na święta maksymalnie na dwa dni, więc wcześniej starałem się robić różnego rodzaju ciasteczka - maślane, orzechowe, czekoladowe. Coś w tym stylu” - wyjawia podopieczny Mariana Kardasa.
Zdjęcie z prywatnej galerii Miłosza
W Bydgoszczy jest już od ponad trzech miesięcy, miał zatem okazję poznać miasto. Gdzie według Miłosza Zniszczoła można dobrze zjeść w naszym mieście? „Rzadko chodzę sam do restauracji. Jeśli idę to właśnie z drużyną. W "Kurkumie" podają bardzo dobre jedzenie. Tak samo jest również w "Kuchni". Wolę jednak sam sobie coś ugotować” - powiedział nam środkowy Transferu, którego podpytaliśmy także, czy myślał o tym, by w przyszłości otworzyć własną restaurację - „Wiadomo, że nie będę grał w siatkówkę całe życie, więc być może pójdę w tym kierunku. Wiem, że nie jest to rzecz łatwa, nie wszystkim to będzie pasować, ale może akurat z Magdą Gessler się dogadam” - śmieje się Miłosz, dla którego siatkówka i gotowanie to nie jedyne pasje.
Co jeszcze lubi robić środkowy bydgoskiego zespołu? „Bardzo lubię grać na konsoli, czasem też trochę poczytam. Preferuję książki biograficzne, o sportowcach. Trochę czasu zajmują mi również spacery z moim psem” - opowiada. Prócz tego ma także czas na oglądanie meczów piłki nożnej, w którą kiedyś sam grał - „Z innych sportów na pierwszym miejscu jest u mnie piłka nożna. Od dziecka się nią interesowałem i tak mi już zostało. Staram się być na bieżąco z wynikami różnych drużyn i lig. Lubię również koszykówkę, ale na najwyższym poziomie - NBA. Nie mogę za bardzo oglądać rozgrywek w nocy, ale staram się trafiać na powtórki rano czy po południu. Niedawno ruszyła liga, więc staram się to wszystko śledzić” - przyznaje siatkarz Transferu, który nie ukrywa, że gdyby nie zdecydował się na grę w siatkówkę, dziś pewnie byłby piłkarzem i grał w jednej z niższych lig - „Zapewne grałbym gdzieś w niższej klasie rozgrywkowej w piłkę nożną. Zaczynałem od tej dyscypliny, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że jeśli chcę coś osiągnąć to muszę się zabrać za coś innego - albo zmienić dyscyplinę albo w ogóle pójść w innym kierunku. Stało się tak, że wybrałem siatkówkę, czego nie żałuję” - dodaje.
Dzięki tej decyzji dziś możemy oglądać go na parkiecie w koszulce Transferu, choć moment odejścia z Kielc nie był dla niego łatwy - „Troszeczkę czasu tam spędziłem, bo pięć lat. Nawiązałem dużo znajomości, poznałem fajnych ludzi. Ciężko było odchodzić, ale teraz przystosowałem się do życia w Bydgoszczy. Na początku było trudno, ale teraz jest już dużo lepiej” - przyznaje środkowy zespołu znad Brdy, który bardzo lubi spacerować wzdłuż rzeki przepływającej przez nasze miasto. „Lubię spacerować wzdłuż Brdy, w stronę miasta. Są tam bardzo ładne rejony. Podoba mi się również Stare Miasto i Wyspa Młyńska” - zakończył Miłosz Zniszczoł.