Nasza drużyna na Facebooku
Nasza drużyna na Instagramie
Nasza drużyna na Twetterze
Skazany na siatkówkę

To jego pierwszy sezon w bydgoskim zespole, jednak nieustannie powtarza, jak bardzo podoba mu się w grodzie nad Brdą i jak bardzo szczęśliwy jest będąc tutaj. Mowa oczywiście o atakującym Transferu – Jakubie Jaroszu, który liczy, iż dzięki grze w bydgoskiej drużynie uda mu się wrócić do reprezentacji Polski.

Jarosz, choć w jego rodzinie od zawsze przewijała się siatkówka, przygodę ze sportem rozpoczął od pływania – Siatkówka przewijała się w naszym domu od zawsze. Zawsze byłem nią zafascynowany, patrzyłem na brata czy tatę, jak na swoich bohaterów. Przychodziło się na mecze, oni występowali jako główni aktorzy i to normalne, że to dziecku imponuje” – opowiadał i jak sam przyznaje, przejście do świata siatkówki odbyło się w jego przypadku bardzo płynnie. – Chodziłem na treningi taty, sam odbijałem piłkę, ćwiczyłem i podpatrywałem. Pierwszy trening miał chyba miejsce w Częstochowie, kiedy mój tata był trenerem właśnie w AZS-ie Częstochowa. Tam przez niedługi czas trenowałem siatkówkę, ale wróciłem wtedy z powrotem do pływania i dopiero rok czy dwa później, w Gwardii Wrocław, zacząłem trenować siatkówkę codziennie i tak na serio” – wyznaje nasz atakujący.

Decyzja o tym, że siatkówka, to jest to, co chce robić w życiu, wiązała się z kolejnymi wyrzeczeniami. Jednym z nich była wyprowadzka z rodzinnego domu. Jak to wyglądało w przypadku Jarosza? – „Byłem na to przygotowany. Dla mnie była to naturalna kolej rzeczy. Brat również był w szkole z internatem – w Szkole Mistrzostwa Sportowego, także to była rzecz normalna. Ja tak samo wyjeżdżałem do Spały, także miałem takie trzyletnie przygotowanie do tego, że potem już też nie wrócę do domu i będę żył na własną rękę. Także przyszło to samo i dość płynnie” – wyjaśnił siatkarz bydgoskiego zespołu, który ma także za sobą przygodę z ligą zagraniczną. Po sezonie 2010-2011 zdecydował się na wyjazd do Włoch – „Myślę, że to był bardzo dobry moment. Z perspektywy czasu uważam też, że na pewno nie był to błąd, a bardzo dobra decyzja. Wyjazd do Włoch wspominam znakomicie i naprawdę do tej pory miałem to szczęście, że nie musiałem żałować swoich wyborów. Szczęśliwie takie większe kontuzje też mnie omijają, więc odpukać, mam nadzieję, że będzie tak dalej” – przyznał sam zainteresowany.

Wyjazd do Włoch i gra w lidze włoskiej, to marzenie każdego zawodnika, który zaczyna swoją siatkarską przygodę. Tak było i w przypadku Jarosza – Liga włoska jest na pewno bardzo mocna, bo gra w niej całe mnóstwo dobrych zawodników. Przede wszystkim są solidni obcokrajowcy, którzy bardzo często w swoich drużynach są reprezentantami kraju, a siedzą na ławkach. To świadczy o sile ligi. Mój pierwszy sezon pokazał mi też to, że teoretycznie słabsze drużyny mają duże szanse i wygrywają bardzo często z największymi faworytami” – komentował podopieczny Vitala Heynena.

Co zapamiętał z wyjazdu do Italii? – „Pierwszy rok wspominam znakomicie. Drugi zresztą też, ale pierwszy był taki wyjątkowy, bo mieliśmy świetną ekipę, bardzo zgranych, młodych zawodników z kilkoma doświadczonymi, którzy pomagali. To był świetny sezon, gra nam się układa. We Włoszech bardzo dużo czasu spędza się z drużyną poza halą, chodzi się do restauracji. Tam jest taka kultura bycia, że często wychodzi się, je na mieście i ten posiłek nie trwa 40 minut, gdzie je się i ucieka do domu, tylko się go celebruje. To było coś nowego dla mnie i uważam to za fajną cechę u Włochów. Trochę więcej czerpać z życia, a nie tylko gonić w można powiedzieć ‘wyścigu szczurów’” – opowiadał. Do Polski zdecydował się wrócić dla rodziny, niedługo po narodzinach syna. To była wspólna decyzja jego i żony. Dziś każdą wolną chwilę stara się spędzać właśnie z najbliższymi, choć w sezonie jest o to bardzo ciężko – „Podporządkowujemy się głównie pod mecze, po to by być w miarę możliwości jak bardziej wypoczętym i gotowym do treningu oraz do meczu. Kiedy można, to jak każdy normalny człowiek, po prostu spędzamy czas razem” – przyznaje Jakub Jarosz. Nie ma hobby, któremu poświęcałby czas, jednak gdy tylko grają biało-czerwoni, stara się oglądać i kibicować – „Zawsze gdy gra reprezentacja Polski w różnych dyscyplinach, to oczywiście to śledzę, oglądam i kibicuję, czy to piłkarzom ręcznym czy piłkarskiej kadrze. Natomiast jeśli chodzi o hobby, to w sezonie na to nie mam czasu. Lubię obejrzeć dobry film, bo to nie wymaga większej organizacji, a latem lubię spędzać czas na powietrzu, zwiedzać, podróżować z rodziną czy po prostu w ciszy połowić ryby” – wyjawia.

To będzie już drugi rok Jarosza w PlusLidze po powrocie z Włoch. Pierwszy spędził w Gdańsku, choć już wówczas miał propozycję z Bydgoszczy. Tegoroczną już przyjął i przeniósł się do grodu nad Brdą, choć LOTOS Trefl chciał go zatrzymać – „Pojawiła się propozycja, jednak rozmowy zostały podjęte za późno, bym był nimi zainteresowany. Poza tym bardzo chciałem tutaj przyjść i już nie było sensu rozmawiać o tej propozycji, bo wiedziałem, że chciałbym grać w Bydgoszczy” – powiedział atakujący naszej ekipy.

Nasze miasto zaskoczyło zarówno jego, jak i jego żonę, jednak na plus – „Szczerze mówiąc Bydgoszcz mnie trochę zaskoczyła, bo nie spodziewałem się takiego miasta. Zaskoczyła mnie na plus. Przyjechaliśmy tutaj kiedyś z żoną oglądać mieszkanie, przeszliśmy się ulicą Gdańską w dół, później doszliśmy do centrum i powiedzieliśmy sobie, że jest tutaj fajnie. Że będziemy tutaj szczęśliwi, że będzie co robić, gdzie zjeść i bardzo nam się tutaj podoba” – zakończył Kuba Jarosz.

*rozmawiała Anna Falk

2014-11-05:3983 Napisane przez: Anna Falk
Dodaj komentarz
Imię:
Komentarze użytkownikówLiczba komentarzy: 1
Izabela
dodano: 2014-11-05 12:33:24
Bardzo pozytywny siatkarz. mam nadzieję, że zostanie u nas w Bydzi :)

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z serwisu.

Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

rozumiem