Podopieczni Stephana Antigi wiedzieli, jakie warunki muszą zostać spełnione, by mogli pojechać do Włoch na turniej finałowy. Najważniejsze były dwa zwycięstwa z reprezentacją Iranu i to najlepiej za trzy punkty, które otwierały nam ku temu drogę.
Zaczęło się źle, bo od wyraźnie przegranej pierwszej partii w piątkowym meczu. Później było już jednak lepiej. Polacy rozkręcali się powoli, ale wygrana w drugim secie dodała im skrzydeł. Dwa kolejne wyglądały już znacznie lepiej, choć w końcówkach Irańczycy napędzili wszystkim strachu, odrabiając straty. Ostatecznie cieszyliśmy się z wygranej 3:1.
Dzień później było już zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim graliśmy pewniej, co miało przełożenie na wynik. Zasłużenie zwyciężyliśmy w trzech setach i zachowaliśmy szansę na awans do Final Six. Nasz los leżał w rękach Włochów, którzy w niedzielę podejmowali na własnym parkiecie Brazylię. Jakiekolwiek zwycięstwo gospodarzy, bądź też dwa sety wygrane przez ten zespół, dawały awans biało-czerwonym. Minimalna porażka w pierwszej, a wygrana w drugiej odsłonie wlały w serca Polaków nadzieję. Niestety, to było wszystko, na co stać było Włochów. Kolejne dwa sety pewnie zwyciężyli podopieczni Bernardo Rezende i to oni zapewnili sobie awans do turnieju finałowego. Polscy siatkarze ostatecznie zajęli czwarte miejsce w swojej grupie.
Polska - Iran 3:1
(17:25, 26:24, 25:23, 25:23)
Polska - Iran 3:0
(25:23, 25:20, 25:17)
***
W walce o awans nie powiodło się także kadrze B, która występowała w Lidze Europejskiej. Również i w tym przypadku sprawdziła się zasada: „umiesz liczyć, licz na siebie”. Biało-czerwoni do Azerbejdżanu pojechali po dwa zwycięstwa, które dawały im jeszcze szanse na awans do turnieju finałowego. Cel osiągnęli, bowiem w pierwszym spotkaniu zwyciężyli 3:2, natomiast w drugim tryumfowali 3:0. By jednak awansować do finałów musieli liczyć na dwie wygrane Czarnogóry z Grecją. I właśnie tego zabrakło.
Azerbejdżan - Polska 2:3
(21:25, 20:25, 25:20, 29:27, 12:15)
Azerbejdżan - Polska 0:3
(16:25, 14:25, 21:25)
***
Grała również reprezentacja Kanady, która mierzyła się z Australią. W pierwszym spotkaniu środkowy naszej drużyny – Justin Duff – pojawił się na parkiecie od początku czwartego seta i pozostał na boisku już do końca meczu, który Kanadyjczycy przegrali 2:3. Zdobył cztery punkty, po dwa blokiem i atakiem. W drugim pojedynku wybiegł na boisku już od pierwszej minuty. W przegranym przez jego drużynę meczu 1:3, zdobył pięć „oczek”. Czterokrotnie punktował atakiem i raz blokiem.