Kontuzja Marcina okazała się na tyle poważna, że naszego przyjmującego czekała dłuższa przerwa. Powoli wraca już jednak do zajęć. W dwunastce zabrakło go już podczas meczu w Bełchatowie, natomiast we własnej hali, po raz pierwszy śledził poczynania swoich kolegów zza band reklamowych podczas starcia z liderem PlusLigi.
Anna Falk: Nietypowa sytuacja spotkała Cię w meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Pojedynek ten śledziłeś jako kibic.
Marcin Wika: „Szkoda, że akurat w takiej roli. Niestety, taki nasz żywot, że nie zawsze możemy być na boisku. Ja akurat, na nieszczęście, jestem kontuzjowany, ale dopingowałem chłopaków z boku i oczywiście wszyscy cieszymy się, że udało nam się wygrać z ZAKSĄ”
Pamiętasz kiedy przytrafiła Ci się taka sytuacja, że mecz oglądałeś spoza boiska?
„Myślę, że taka sytuacja, gdzie oglądam mecz z trybun przytrafiła mi się pierwszy raz w życiu”
Jakie było to dla Ciebie uczucie? Siedziałeś za boiskiem i wiedziałeś, że nie pomożesz swoim kolegom w tym meczu.
„To było bardzo dziwne uczucie. Przede wszystkim, tak jak mówiłem, pierwszy raz spotkała mnie taka sytuacja. Źle czułem się z tym, że nie mogłem pomóc chłopakom na boisku, aczkolwiek bardzo dobrze sobie radzili w tym meczu. Chciałbym pomóc w każdym spotkaniu, ale na razie nie jest to jeszcze możliwe”
Emocje są większe, gdy jest się skazanym tylko na obserwowanie meczu?
„Powiem szczerze, że bardziej się denerwowałem i emocjonowałem, gdy siedziałem na trybunach, niż będąc na boisku”
Można tak w cudzysłowie powiedzieć, że masz wolne. Jest to chyba jednak takie wolne, którego sportowcy nie lubią mieć?
„Z miłą chęcią wróciłbym już do chłopaków i normalnie potrenował. Co prawda, w cudzysłowie, mam wolne drugi tydzień, ale już palę się do treningów i do gry. Wolałbym być z chłopakami w normalnym treningu, niż ćwiczyć indywidualnie”
Pozostając przy temacie czasu wolnego. Wypełniając ankietę na naszą stronę, w miejscu o wymarzonych wakacjach wpisałeś Australię. Dlaczego akurat to miejsce?
„Nigdy tam nie byłem, a myślę, że jest to ciekawe miejsce. Mamy tam również znajomych, dokładniej Igora Yudina i jego narzeczoną. Kiedyś nam opowiadali, że jest to wspaniałe miejsce i byłoby fajnie to zobaczyć. Z opowieści wynikało, że kangury chodzą dosłownie w odległości dwóch metrów od Ciebie, dlatego fajnie byłoby to przeżyć”
Nie mogę nie spytać o Twoją nową ksywkę, pojawiającą się coraz częściej w obiegu - Roger
„No tak. Pomysłodawcą jest Andrzej Wrona. Nie ukrywam, że jest to mój idol (Roger Federer przyp. red.). Sam grywam w tenisa, jeżeli tylko czas na to pozwala, a jest to po zakończonym sezonie. Bardzo lubię oglądać Rogera w akcji, a do tego kupuję jakieś jego gadżety”
Skąd u Ciebie takie zamiłowanie właśnie do tenisa?
„W sumie samo tak jakoś przyszło. Poza sezonem, nie grywając w siatkówkę, chciałem spróbować czegoś innego. Pięć, może sześć lat temu poszedłem pierwszy raz z Danielem Plińskim na tenisa, załapaliśmy tego bakcyla i tak zostało do dzisiaj. Jeśli czas nam na to pozwala, to gramy razem”
Czyli gdyby Marcin Wika nie został siatkarzem, to byłby tenisistą?
„Być może! Albo piłkarzem, bo też grywam w piłkę nożną, ale to już bardziej w ramach odskoczni od siatkówki poza sezonem”