Monika Kubanek: Jak różni po względem charakteru są trenerzy z którymi miałeś okazję pracować w Bydgoszczy? Znajdujesz podobieństwa, różnice?
Wojciech Jurkiewicz: „Na pewno. Każdy trener był inny. W momencie, w którym przychodziłem do Bydgoszczy w 2009 roku trenerem był Waldemar Wspaniały. To trener legenda z wieloma sukcesami. Znałem tego szkoleniowca i wiedziałem na czym będzie polegać praca z nim, więc nie było żadnych zaskoczeń. Później drużynę prowadził Piotr Makowski, który przechodził z żeńskiej siatkówki do męskiej. Tutaj było więcej znaków zapytania: jak to będzie wyglądało? Jak ta zmiana będzie działała? Jak się okazało, nie było większych problemów. Zresztą uzyskany wynik jest najlepszą odpowiedzią. Patrząc po wynikach to był najlepszy czas dla bydgoskiej siatkówki. Po historycznym dla klubu sezonie stery przejął trener Marian Kardas, który dotychczas pełnił rolę drugiego trenera. Ten okres nie był najlepszy pod różnymi względami, m.in. zdrowotnymi i siatkarsko nie spisywaliśmy się najlepiej, stąd też w Bydgoszczy pojawiła się osoba Vitala Heynena. Wówczas trener Kardas wrócił na swoją pierwotną pozycję jako drugi szkoleniowiec, w której spisuje się bardzo dobrze. Ostatnie półtora roku to praca z bardzo oryginalnym trenerem. Siatkarsko mogę mówić w samych superlatywach, bo wprowadzał oryginalne metody treningowe i było to duże doświadczenie. Teraz historia zatoczyła koło i ponownie Piotr Makowski będzie pełnił rolę szkoleniowca”.
Jaki mecz z PlusLigi pozostanie najdłużej w Twojej pamięci? Który moment pamiętasz szczególnie? Jakie towarzyszyły Ci emocje?
„Na pewno jednym z takich momentów był mecz z Bełchatowem. Ten jedyny, oficjalny zwycięski mecz 12 stycznia 2013 roku, w którym udało nam się ich pokonać. Mecze z Bełchatowem rozgrywane są zawsze w specyficznej atmosferze, bo jest pełna hala. Niekoniecznie naszych kibiców, ale zawsze przy komplecie publiczności gra się zupełnie inaczej w Łuczniczce. To był wyjątkowy moment. Niesamowite emocje towarzyszące zarówno nam, jak i kibicom. Myślę, że drugi taki moment to ten ostatni pojedynek przeciwko Kędzierzynowi u siebie. Mało osób wierzyło w to, że jesteśmy w stanie wygrać 4 sety. To było najlepsze zwieńczenie sezonu. Nie udało się osiągnąć tego o czym marzyliśmy, czyli grze o medale. Tym ostatnim meczem daliśmy dużo radości przede wszystkim sobie i kibicom.”
Gdybyś był trenerem i mógł stworzyć wymarzony zespół składający się z zawodników grających przez ostatnie 9 lat w Bydgoszczy, kto by się w nim znalazł? Oczywiście oprócz Ciebie.
„Przez tyle lat przewinęło się wielu zawodników. Był moment, że skład był utrzymany przez dłuższy okres i to zaowocowało najlepszym wynikiem. To jest najlepsza recepta do osiągania sukcesów. Ale niestety realia wyglądają tak, że ciężko w naszej sytuacji utrzymać skład z roku na rok i stąd te wszystkie zawirowania. W każdym sezonie jest praktycznie nowa drużyna, która na początku jest dużą niewiadomą i albo to wypali, albo ostatecznie nie. Ostatecznie nie pokuszę się o wytypowanie składu, jeszcze bym o kimś zapomniał, a nie chciałbym nikogo pominąć”.
Który z kolegów na boisku swoją grą zrobił na Tobie największe wrażenie?
„Nie będę oryginalny jak powiem, że był to Stephane. Każdy kogo zapytasz o taką osobę bezapelacyjnie wskaże na niego. Był on graczem nietuzinkowym i pokazał to będąc tutaj i nadal pokazuje po drugiej stronie będąc trenerem. To był fantastyczny ruch klubu i oby więcej takich ruchów i takich zawodników pokroju Stephana w drużynie z Bydgoszczy”.
Kibice są jednym z elementów siatkarskiego widowiska. Czy zdarzyło Ci się dostać od kibiców jakieś upominki, prezenty?
„Zawsze możemy liczyć na kibiców, jest ich coraz więcej, przez pewien moment było ich bardzo dużo. Ilość kibiców związana jest z poziomem sportowym, im lepsze wyniki, tym więcej kibiców. Najbardziej cenimy kibiców stałych, tych którzy są z zespołem na dobre i na złe, są z nami i nas wspierają. Nigdy nie spotkałem się tutaj z negatywnym oddziaływaniem kibiców na zawodników. Tutaj cokolwiek się nie dzieje dostajemy wyrazy sympatii i za to kibicom bardzo dziękuję. Bardzo często dostajemy prezenty do szatni. To jest zawsze bardzo miłe. Są to słodycze, z reguły wypieki własnej roboty, które natychmiast znikają".
A czy chowacie te słodkości przed trenerem Kardasem?
„Tak, tak. To jest z tego co pamiętam smerf Łasuch (śmiech) – tak został ochrzczony. Jest również częstowany, ma oko do takich rzeczy, wie gdzie i kiedy coś słodkiego i dobrego pojawia się w szatni. Jak rzadko przychodzi, tak zwykle trafia na takie momenty”.
Jesteś w Bydgoszczy już 7 sezon. Czy pamiętasz z kim dzieliłeś pokój podczas meczów wyjazdowych?
„Dobrze pamiętam. Kilku zawodników przewinęło się. W pierwszych latach moim współlokatorem był Wojtek Serafin. Później mieszkałem z Piotrkiem Lipińskim. Kolejnym był Paweł Woicki, a teraz jestem w pokoju z Dawidem Murkiem. Tak to jest, że Jurkiewicz zostaje w tym samym pokoju, a przychodzą nowi zawodnicy. Każdy z nas dobiera się indywidualnie, nie jest to narzucone gdzieś tam z góry. W tym sezonie towarzyszy mi Dawid i jako dwaj najstarsi zawodnicy wspieramy się w ciężki chwilach”.
Kapitan to jeden z przywódców drużyny. Jak odnajdujesz się w tej roli?
„Dobrze choć nie wydaje mi się żebym posiadał jakieś specjalne skłonności przywódcze oraz, że ostatnie słowo na boisku, czy w szatni powinno należeć do mnie. Jeśli sytuacja tego wymaga to zabieram głos”.
Jesteś najdłużej urzędującym kapitanem w bydgoskiej drużynie. Kiedy zostałeś po raz pierwszy wybrany na to zaszczytne stanowisko?
„W pierwszym moim sezonie tę rolę pełnił Piotrek Gruszka. Po odejściu Piotrka byliśmy na obozie i trener Wspaniały zarządził wybory demokratyczne, w których ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wygrałem. Nigdy nie wydawało mi się, że jestem osobą, która bardzo wychodzi na przód. Jestem cichym, spokojnym człowiekiem, który nie ma skłonności przywódczych. Nie sądziłem, że mogę zostać wybrany. Byłem bardzo tym faktem zaskoczony. Bałem się czy jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. Ale jakoś tam poszło. Mogłem przypominać sobie zachowania kapitanów w innych zespołach, w których przed przyjściem do Bydgoszczy miałem okazję grać. W kolejnych latach były następne wybory i ponowne zwycięstwo. W tym sezonie wyborów nie było. Trener postawił moją kandydaturę. Nikt nie zgłosił sprzeciwu. I tak to trwa do dziś”.
Czy wychodząc na boisko masz jakieś okrzyki zachęcające do zwycięstwa dowodzoną przez siebie ekipę? Z trybun nie słychać…
„Nie, nie. Mamy i mieliśmy dużo „krzykaczy”, zawodników, którzy bardzo dobrze potrafią zmotywować zespół. Jestem wyręczany przez nich doskonale. Jeżeli sytuacja jest poważna to próbuję wkroczyć. Choć nie jestem typem głośnego zawodnika. Są zawodnicy, którzy lubią to robić i robią to, a ja im za to dziękuję”.
Myśląc o naszym klubie, jakie masz skojarzenie? Co jest dla Ciebie szczególnie charakterystyczne?
„Na pewno zawirowania z nazwą. Troszkę szkoda, że sytuacja tak wygląda. Jesteśmy klubem, który nie posiada jednego wielkiego sponsora. Przez cały okres grania w siatkówkę i gry przeciwko Bydgoszczy to zespół była dla mnie Delectą. Przychodząc tutaj też królowała ta nazwa. Potem ciężko było się przestawić na Transfer, który z czasem zakotwiczył się w głowie. Teraz kolejna zmiana. Takie są realia, że tak to wygląda. To jest jedna z takich charakterystycznych dla mnie rzeczy. A drugim skojarzeniem jest hala Łuczniczka, która zawsze była specyficzna dla drużyn przyjezdnych. Nie było w tamtym okresie tak wiele dużych hal i tu się zawsze ciężko grało. Każda drużyna miała problemy. Hala była takim naszym małym atutem. Teraz już większość drużyn posiada halę podobnych gabarytów, więc te różnice niestety już się zatarły ”.
Co wyróżnia nasz klub na tle innych zespołów, w których miałeś możliwość grać?
„W większości klubów wygląda to podobnie. Jednak występując w innych zespołach nie doświadczyłem sytuacji, że prezesi jeżdżą z nami na każde mecze. W innych klubach też zdarzały się takie sytuacje, ale nie tak często. Prezesi Sieńko i Winiarski prawie na każdy wyjazd jeździli z nami. Jest to fajne zwłaszcza, że są to ludzie, którzy cieszyli się z nami przy zwycięstwach, ale byli również z nami przy porażkach. Nie było takich sytuacji, że po jakimkolwiek przegranym meczu Prezes przychodzi do szatni i pokazuje swoje niezadowolenie, wylewa żale na naszą grę. Taka sytuacja nie miała miejsca. Ewentualna analiza następuje na chłodno, kiedy głowa ostygnie i emocje opadną.”
A co Tobie szczególnie podoba się w Bydgoszczy? Twoje ulubione miejsca?
„Nie mam jakiś ulubionych miejsc. Ogólnie Bydgoszcz mi się podoba. Od samego początku jak przyjechałem pierwsze wrażenie było dobre. Z każdym następnym rokiem zmienia się na bardzo dobre. Bydgoszcz jako miasto cały czas się rozwija. Przybywa coraz to ładniejszych miejsc. Wyspa Młyńska, czy Myślęcinek to naprawdę bardzo wyjątkowe miejsca. Zaskoczony byłem in plus po pierwszej wizycie i tak jest do teraz”.
Co będziesz miło wspominać z pobytu z Bydgoszczy?
„Myślę, że wiele rzeczy będę wspominał. Nie wiem nawet czy będę musiał wspominać, bo na ten moment planuje tutaj zostać. Dzieci chodzą tu do szkoły. Mam nadzieję, że moją przygodę z siatkówką uda mi się zakończyć w Bydgoszczy i do tego dążę. Czas pokaże i zweryfikuje wszelkie nasze plany. Dlatego nie będę odpowiadał na to pytanie (śmiech). Myślę, że nie będę musiał tęsknić. To miejsce odpowiada mi do życia. Od 6 lat mieszkamy w Bydgoszczy i tu jest nasz dom”.
Przed klubem 10 sezon w siatkarskiej elicie. Jak Ty z perspektywy tych lat oceniasz ten czas walki z najlepszymi zespołami?
„Na pewno pokazuje to stabilizację w sensie organizacyjnym i sportowym. Poziom sportowy jest utrzymany, za wyjątkiem tego jednego sezonu, w którym nie udało nam się wejść do play – offów. W każdym roku walczymy o jak najwyższe cele. Raz udało nam się być w tej najlepszej czwórce, która co roku jest naszym celem, marzeniem każdego z nas. Myślę, że ta stabilizacja pokazuje, że to wszystko podąża w dobrym kierunku i to najlepszy magnes dla sponsorów, którzy mogą zobaczyć, że to nie jest zabawa na chwilę i przekonać się, że od 10 lat jest to produkt na najwyższym poziomie, który ma szansę wspinać się jeszcze wyżej. Mam nadzieję, że to przekona różnych ludzi do inwestowania w bydgoską siatkówkę”.