Trzeci mecz Delecty z Politechniką był ostatnią szansą dla gospodarzy na przedłużenie rywalizacji w walce o piąte miejsce. Po dwumeczu w Warszawie wiedzieliśmy, że będzie ciężko, jednak liczyliśmy na to, że we własnej hali uda się wyrównać straty - „My też liczyliśmy na to, że uda się tę rywalizację odwrócić, ale nie udało się. Rywale okazali się lepsi we wszystkich trzech meczach i wielki szacunek dla zawodników Politechniki. Jak widać, my nie podołaliśmy" - podsumował krótko walkę w play-offie przyjmujący naszej drużyny, Wojciech Serafin. Na pewno jednak wszyscy możemy żałować czwartego seta. Do szczęścia nie brakowało już wiele. Po serii zagrywek Martina Sopko prowadziliśmy sześcioma punktami i wszystko wskazywało na to, że będziemy świadkami tie-breaka. Warszawianie jednak zdołali wyrównać i wygrać. Czego zabrakło w końcówce czwartej odsłony? - „Niestety nie udało nam się skończyć kilku ataków w końcówce. Te przestoje zdarzały nam się od połowy sezonu coraz częściej i niestety pozostało tak do końca. Staraliśmy się zrobić coś z tym na treningach, w meczach. Ale jednak skończyło się tak, że nie daliśmy rady tego zmienić" - wyjaśniał po zakończonym pojedynku rozgrywający naszej drużyny.
Obawy przed trzecim meczem z Politechniką były. Także wśród kibiców. Wielu z nich zastanawiało się, czy naszym zawodnikom nie zabraknie wiary w to, że można jeszcze odwrócić tę rywalizację. Podopieczni Waldemara Wspaniałego pokazali jednak w tym meczu, że jej nie zabrakło. Walczyli o każdą piłkę i wierzyli, że można z Politechniką wygrać - „Oczywiście. Nie chcieliśmy zakończyć tej serii spotkań 0:3. Na pewno przed własną publicznością chcieliśmy pokazać, że potrafimy grać i naprawdę staraliśmy się zrobić wszystko, żeby wygrać. Niestety nie udało się" - mówił po meczu Michał Masny, który bardzo żałował, że nie udało się doprowadzić do piątego seta. Wszyscy wiemy, że tie-break to tak naprawdę loteria - „Szkoda, że nie było tie-breaka, bo wtedy różnie bywa i myślę, że mogło być jeszcze trochę emocji dla kibiców" - powiedział nasz rozgrywający. Emocji na pewno jednak nie zabrakło, bo bydgoszczanie walczyli do końca...
Dla kibiców, którzy nie do końca śledzili pierwsze potyczki w Warszawie zaskoczeniem mógł być wyjściowy skład naszej drużyny. Już w stolicy z dobrej strony pokazał się Wojciech Serafin. Wczoraj dostał szansę od pierwszej minuty i zaprezentował się całkiem nieźle. Forma na tę końcówkę sezonu była zatem bardzo dobra i chyba żal, że to już koniec? - „Dziękuję bardzo (uśmiech). Czy możemy żałować? Ja przyznam, że byłem bardzo zaskoczony, że wyszedłem dzisiaj w pierwszym składzie. Trener chyba nie planował tego wcześniej, przynajmniej mi nic o tym nie było wiadomo. Wyszedłem faktycznie w szóstce, chyba drugi raz w ciągu tych dwóch lat tutaj, także byłem mocno zaskoczony" - nie ukrywał przyjmujący naszej drużyny, który może być zadowolony z tego co zaprezentował w tym spotkaniu. Zdobył 14 punktów, przy 64% skuteczności w ataku. Nieźle wypadł także w przyjęciu, jednak jak sam podkreśla, lubi grać od początku meczu, bo jest mu wtedy zdecydowanie łatwiej - „Lubię grać od początku. Już mam swoje lata. Nie mam 21 lat, że mogę wyjść w piątym secie i atakować tak dobrze jak w pierwszym. Na pewno łatwiej jest mi wyjść od początku meczu i grać, także myślę że było to widać na boisku" - podsumował swój występ Wojciech Serafin.
O występ całej drużyny w sezonie 2010/2011 zapytaliśmy natomiast naszego rozgrywającego. Mimo szóstego miejsca, które zostało wyznaczone przed sezonem jako cel, pozostanie na pewno pewien niedosyt - „Powiem tak. Z jednej strony jest to sukces, a z drugiej strony jest to trochę rozczarowanie, trochę przykrości. Po tym meczu w Jastrzębiu, gdy awansowaliśmy do szóstki, bardzo się z tego cieszyliśmy i naprawdę mogę powiedzieć, że to był dla nas sukces. Niestety później sporo tych przegranych myślę, że zepsuło cały wynik sezonu" - podsumował Michał Masny.
Szóste miejsce – tak kończy się dla naszej drużyny sezon 2010/2011. Czy jest to wynik satysfakcjonujący, czy można było ugrać więcej, niech każdy z nas oceni to sam. Dziś możemy już zamknąć tę historię...
*rozmawiała Anna Falk