PRZEDSTAWMY SIĘ..
Wszyscy zapewne zastanawiają się, czy zdarzyły się jakieś zabawne sytuacje związane z nazwiskiem Bartka: „Tak, nieustannie, nawet jedna śmieszna anegdotka miała miejsce tutaj, w Bydgoszczy. Starszy Pan doktor pyta mnie o imię, mówię Bartosz, pyta o nazwisko, odpowiadam Krzysiek. I Doktor na to: „Dobrze Krzysztof, to tutaj zdejmij koszulkę…”. Ja byłem na badaniach z Wojtkiem Ferensem i Wojtek mówi, że to jest Bartosz, na co doktor znowu swoje: „Dobrze Krzysiu…” było trochę śmiesznie. Bardzo często to się zdarzało… i w szkole, i w życiu. Ludzie lubią robić sobie z tego żarciki, a ja się już przyzwyczaiłem. Nie jest to dla mnie żadną bolączką”.
OD POCZĄTKU STAWIAŁ SOBIE AMBITNE CELE
O sportowych zamiłowaniach opowiada z błyskiem w oku: „Tak naprawdę zawsze miałem więcej energii i już jako dziecko rzucałem do kosza.. i zawsze miałem gdzieś podwieszany koszyczek, robiłem wsady. W drugiej klasie byłem zapisany na karate, a od czwartej na piłkę nożną, ale nie było to jeszcze to, czego szukam” – wspomina. „Będąc w 2 klasie grałem ze starszymi w kosza, zawsze odstawałem. W 4 klasie zacząłem na w-fach, przerwach, sks-ach odbijać piłkę i miałem takiego naprawdę dobrego w-fistę, który wiedział, co robi i zebrał w szkole taki dobry zespół. Wygraliśmy nawet mistrzostwa dzielnicy i pojechaliśmy najpierw na mistrzostwa Warszawy, a potem województwa. Jak byłem w 6 klasie zostałem zauważony przez trenerów klubów prowadzących sekcje młodzieżowe siatkówki. Wybrałem MDK Warszawa i tak się potoczyło. Miałem świadomość, że jest szansa stworzenia sobie dobrych warunków, aby z tego wyżyć, być dobrym zawodnikiem. Podjąłem świadomą decyzję. Wiedziałem, że jakby była koszykówka, to tylko NBA, a jeśli chodzi o siatkówkę, to Plus Liga jest dobra, ma wysoki poziom”.
FIGHTER
Do bydgoskiej Łuczniczki trafił po sezonie ligowym spędzonym w Kielcach. Przez ostatnie lata, najpierw w Olsztynie borykał się z ciężką kontuzją, by potem znowu wspinać się i walczyć o dobrą formę i zaufanie trenerów. „Po sezonie w Olsztynie zdecydowałem się na zabieg i odbudowywałem się w Kielcach. Muszę się przyznać, że po tej kontuzji patrzę inaczej na życie, bo wiele się zmieniło w postrzeganiu i trochę przewartościowałem wcześniej to wszystko”. Zapytany o to, czy w życiu ma szczęście odpowiada dyplomatycznie: „Po kontuzji od nowa muszę udowadniać swoją pozycję, budować o sobie opinię, że mogę… że dam radę... W pewnym momencie doszedłem do tego, że część ludzi, trenerzy, zawodnicy widzieli, że byłem siatkarzem, który chce i stać go na więcej, a po kontuzji musiałem na nowo udowadniać to wszystkim. Mogę powiedzieć, że mam szczęście, bo wyszedłem z kontuzji. Jakbym spojrzał półtorej roku wstecz, miałem naprawdę duże problemy nawet z funkcjonowaniem codziennym przez tą kontuzję, nie mówiąc już o trenowaniu. Z tej perspektywy jestem teraz bardzo szczęśliwy, że nie odczuwam takim problemów. Jakbym powiedział, że jestem pechowcem, to by mnie pewnie ktoś tam z góry ukarał, więc raczej jestem szczęściarzem. Zajęli się mną fachowcy, ja włożyłem swoją pracę, aby wszystko było ok”.
ODPOCZYNEK I ZWIEDZANIE
Po ciężkiej pracy każdy marzy o wypoczynku, a w jaki sposób odpoczywa Bartosz Krzysiek? „Zależy czy mówimy o odpoczynku między meczami czy między sezonami... Ja uwielbiam podróżować i zwiedzać różne miejsca. Lubię się też powylegiwać w słoneczku, a zawsze jakaś dyscyplina sportu temu towarzyszy. Jeśli chodzi o odpoczynek między treningami albo meczami, to czasem potrzebuję tej drzemki, poleżeć. Lubię też obejrzeć film, posłuchać dobrej muzyki, więc różne są moje formy spędzania wolnego czasu”.
A co ze zwiedzaniem? „Nie mam sprecyzowanego miejsca, które pragnę odwiedzić. Chciałbym zobaczyć każdy kontynent”. To się nam Bartek rozmarzył: „Myślę, że Stany Zjednoczone są jakimś elementem dla mnie, może nie fascynacji, ale czymś, co chciałbym zobaczyć od środka, na własne oczy. Uważam, że wrażenie robią piramidy, coś o czym się czytało w szkole, a książka nigdy nie odzwierciedla rozmachu, jaki tam był zachowany. Nikt nie wierzy, że przy użyciu prymitywnych narzędzi i czystej siły fizycznej, a parę ładnych wieków temu zostało to zbudowane i to potrafi rozwinąć wyobraźnię”.
Choć spędził tu zaledwie parę miesięcy, Bartek docenił i nasze miasto: „Bardzo lubię Stary Rynek, podoba mi się architektura w mieście, książkowa. Jak kiedyś czytałem jakieś książki z opisem miejsc, teraz tutaj spaceruję i obserwuję, to widzę to wszystko w Bydgoszczy…”
„NIE MAM BZIKA NA PUNKCIE MOTORYZACJI”!
Wielu młodych chłopaków ma zajawkę na motoryzację. Nasz bohater szuka wsparcia w starszym bracie: „Całe życie jest zafascynowany motoryzacją, począwszy od szkoły średniej, po pracę. Ja korzystałem z jego wiedzy zawsze, kiedy chciałem coś kupić albo wymienić. Nie mam bzika na punkcie motoryzacji. Nawet nie jestem specjalistą. Jeśli potrzebuję jakichś informacji, zawsze uderzam do brata. Jeśli chcę wymienić np. olej, kupić tańszy czy droższy, brat mi na tyle pomaga, że zawsze mi to wystarczy”.
MUZYCZNE PASJE STARSZEGO RODZEŃSTWA
„Mój brat jest 10 lat starszy ode mnie, siostra 8. Już jak byłem bardzo małym chłopcem, dzieckiem, miałem te parę latek, 4,5,6, słuchałem ich muzyki. W tamtych czasach do Polski zaczął spływać rap amerykański. I ta muzyka mi weszła mocno w krew i bardzo mnie interesowało to wszystko. Potem bardziej popularny stał się polski rap i tego słuchałem, a teraz wracam bardziej do amerykańskiego. Ta muzyka podoba mi się głównie brzmieniowo. Zawsze miałem sporo wątpliwości co do tych tekstów amerykańskich, ale główne brzmienie mi się podoba. Szanuję dobrą muzykę, nieważne jaki to jest gatunek. Mam mocno wygórowany gust muzyczny. Jeśli muzyka jest dobra, doceniam”.
OTWARTY NA KIBICÓW
Przed siatkarzem nie lada wyzwanie, bowiem zdecydował się na grę w koszulce z numerem 16. Nie był chyba w pełni świadom, że to „spadek” po AJ-u, który był uwielbiany przez kibiców bydgoskiej siatkówki. Bartek ma swój własny pomysł na kontakt z kibicami: „Pewna osoba podsunęła mi kiedyś taki pomysł i założyła mi facebooka. W pewnym momencie zaczęło mi się też podobać, że jest jakiś odzew. Mogę się czymś podzielić, wstawić informację, mogę zrobić konkurs… Lubię rozdawać rzeczy, bo wiadomo, że przez parę tych sezonów masę się tego dostaje, i z kadry, i z klubu”.
ZŁOTE SERCE BARTOSZA KRZYŚKA
„W związku z tym, że jako sportowcy pełnimy jakby funkcje publiczne, w klubach i reprezentacji, są organizowane różne akcje” – zaczyna skromnie Bartek. „Czasem wydaje się, że jest się zmęczonym i nie chce się iść. Potem człowiek czuje, że ludzie, którym pomaga odbierają to osobiście, że to daje im radość. Zapominamy o zmęczeniu. Nasza wizyta to dla nich bodziec motywacyjny, dużo to zmienia, jak np. wizyta na onkologii, gdzie dzieci leżą, a my przychodzimy do nich i czują się lepiej, na chwilę zapominają. Wizyty w szkołach i przedszkolach integracyjnych, szkółkach siatkarskich, klubach, to działa potem tak, że wraca człowiek do domu, myśli, że ciężko pracuje i wie że zrobił coś dobrego i w sercu robi się dużo lepiej”.
Poproszony o jakąś śmieszną sytuację z życia siatkarskiego odpowiada krótko: „Ciężko jest mi jedną wyróżnić, tyle tego było. Siatkarze są na tyle luźnymi osobami, że relacje w grupie są rozładowywane przez żarty. Na co dzień są jakieś jaja, zbiorowe jaja”.
*rozmawiała Justyna Matuszak