Na pierwszy mecz speedwaya zabrał go tata, kiedy ten miał zaledwie trzy miesiące. – „Było otwarcie sezonu i tata nie miał wyjścia. Mógł zostać ze mną w domu albo iść na mecz. Zdecydował się, że weźmie mnie na żużel i tak już zostało do teraz” – wspomina Nikodem. – „Kiedyś rodzice popełnili błąd i zabrali mnie na zawody miniżużla. Jak zobaczyłem chłopaków w moim wieku jeżdżących na motorach, zazdrościłem im. Chciałem robić to, co oni, ale rodzice, a szczególnie mama, nie zgodzili się. Wybór padł więc na siatkówkę” – dodaje.
Spała szkołą życia
Wolański pierwsze siatkarskie kroki stawiał w rodzinnej Częstochowie. – „W gimnazjum byłem pod okiem trenerów z Norwida i to oni dali mi szansę” – mówi Nikodem. Przełomem w jego karierze okazała się Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Spale. Tam szybko został pierwszym rozgrywającym reprezentacji kadetów i juniorów. – „Większość ludzi opuszcza rodzinny dom w wieku 19 lat, jadąc na studia. Ja wyjechałem mając zaledwie 16 i mnie i rodzicom było trudno. Wszystkiego musiałem się sam nauczyć. Z perspektywy czasu mam jednak z tego okresu bardzo pozytywne wspomnienia. Chociaż nie było łatwo, czasem miałem ochotę się spakować i wrócić do domu” – tłumaczy.
W 2012 roku Nikodem wraz z reprezentacją zajął szóste miejsce na mistrzostwach Europy juniorów, rozgrywanych w Polsce. – „Jeden mecz i mogliśmy znaleźć się w „czwórce”. Zabrakło troszeczkę szczęścia. Byliśmy jedyną drużyną, która pokonała mistrzów Europy – Włochów. Powtórzyliśmy sytuację z eliminacji do mistrzostw Europy kadetów, kiedy przegrywaliśmy z Azzurri 0:2, a wygraliśmy w tie-breaku. Tak samo było w 2012 w Polsce” – mówi Nikodem.
Marzenia o mistrzostwie
W tym samym roku Wolański spełnił jedno ze swoich największych marzeń, sięgając wraz z Norwidem Częstochowa po tytuł mistrza Polski juniorów. – „Od ośmiu lat trenowałem siatkówkę i nawet będąc małym chłopcem, kiedy zdmuchiwałem świeczki z tortu miałem zawsze marzenie, aby zostać mistrzem Polski. W końcu to marzenie się spełniło. To było trochę nieoczekiwane. Mieliśmy trudną grupę i nasze losy tam mogły się różnie potoczyć” – tłumaczy rozgrywający.
Wolański sukces powtórzył rok później, ponownie zdobywając złoty medal mistrzostw Polski. W finałowym meczu Norwid pokonał 3:1 Asseco Resovię Rzeszów. – „Rozegraliśmy razem 15 meczów i w ich trakcie udało nam się stworzyć kolektyw. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski przegrywając zaledwie dwa spotkania. Nie było drużyny, która z nami wygrała, a my się jej nie zrewanżowaliśmy. Stanowiliśmy kolektyw na boisku i poza nim, mimo że nie byliśmy zespołem, który widział się na co dzień. Przyjeżdżaliśmy do siebie tydzień przed rozgrywkami, ale w drużynie była chemia, rezerwowi czuli się częścią teamu” – wspomina Nikodem.
Pierwsze kroki w PlusLidze
Zawodnik swoją przygodę w PlusLidze rozpoczął w Effectorze Kielce. Przejście z juniorskiej siatkówki do seniorskiej nie okazało się jednak łatwe i Nikodem musiał pogodzić się z rolą drugiego rozgrywającego. - „Byłem przyzwyczajony do tego, że cały czas gram. Oczywiście, każdy ma świadomość, że nie będzie od początku pierwszym rozgrywającym. Trzeba zapłacić frycowe. Taka jest też specyfika tej pozycji, bo ode mnie wiele zależy na boisku i rzadko trener chce zaufać młodemu rozgrywającemu. Czułem jednak, że nie wykonują super pracy na treningach, ale nie dlatego, że się nie staram. Postanowiłem to zmienić. Poczułem, że w moim wieku trener jest ważną postacią” – tłumaczy Niko.
Dla Wolańskiego trener Vital Heynena okazał się magnesem do podpisania kontraktu z Transferem i rozwijania się pod okiem Belga. Od początku Nikodem wiedział jednak, że o miejsce w składzie będzie trudno. – „Bardzo się staram. Zostaję po treningach, tak samo jak Paweł Woicki, który jest tytanem pracy. Miałem świadomość, że mogę tutaj mniej grać, ale wiedziałem, że sporo się nauczę” – tłumaczy.
Sport sposobem na życie
Ważną postacią w życiu Nikodema jest jego dziadek, z którym dzieli pasję do sportu. – „Dziadek, obok rodziców, to najważniejsza osoba. Spędzałem z nim bardzo dużo czasu i miał ogromny wpływ na moją osobowość. Dziadek stara się mnie wyprzedzać w sprawdzaniu informacji sportowych. Szuka ich w telegazecie i potem wysyła mi smsy” – śmieje się rozgrywający.
To właśnie od najmłodszych lat, sport w dużej mierze wypełnia życie rozgrywającego. Już w pierwszym tygodniu pobytu w Bydgoszczy, wybrał się on na mecz Polonii. – „Interesuję się przede wszystkim sportem. Byłem przez dziadka wychowywany na sportowca, zabierał mnie na żużel, siatkówkę, piłkę nożną. Zostałem otwarty na sport i teraz to kontynuuje. Staram się być na bieżąco z wydarzeniami sportowymi, może nie w każdej dyscyplinie, ale w tych trzech. Może jeszcze trochę interesuje się koszykówką” – tłumaczy.
Fiński idol
Karierę sportową Nikodem stara się łączyć ze studiami. Jest obecnie na drugim roku wychowania fizycznego. – „Chciałbym skończyć studia chociaż na poziomie licencjatu dla siebie, ale też dla mamy i dziadka. Wiem, że im zależy na tym, abym miał coś poza siatkówką” – mówi.
Siatkarskim idolem Nikodema jest fiński rozgrywający Eemi Tervaportti, grający w belgijskim Knack Randstad Roeselare. Obaj nie imponują warunkami fizycznymi, chociaż sumiennie pracują na siłowni. – „Eemi jest nawet chudszy ode mnie i gra na wysokim poziomie” – śmieje się zawodnik. – „Wystąpił na mistrzostwach świata i z biegiem czasu dostawał coraz więcej szans na boisku. Fin pokazuje, że da się i chyba pójdę w jego ślady. Nie będę się zmieniał na siłę” – kończy.
*rozmawiała Aleksandra Kabat