Bydgoszczanie liczyli na to, iż uda im się awansować do play-offów. Byli bliski, by osiągnąć ten cel, jednak ostatecznie musieliśmy się pogodzić z walką o dziewiąte miejsce. Jak ciężko gra się takie mecze? „Tak naprawdę są to mecze o nic – o dziewiąte miejsce. Fakt, gdybyśmy przegrali, zajęlibyśmy jedenaste miejsce. Chcieliśmy zająć to dziewiąte i pokazać, że to co graliśmy w tym sezonie to był przypadek, wypadek przy pracy. Żałujemy, że tak jak w tym meczu, nie zagraliśmy w fazie zasadniczej, bo wówczas bylibyśmy gdzie indziej i nie żegnalibyśmy się z sezonem. Walczylibyśmy o miejsca 5-8, a może nawet udałoby się wejść do czwórki, bo tego nigdy nie wiadomo. Cieszymy się jednak, że wygraliśmy i mamy sezon z głowy” – mówił po zakończeniu pojedynku z AZS-em Częstochowa, libero naszej drużyny.
Wygrana rywalizacja o dziewiąte miejsce i zwycięstwo w ostatnim spotkaniu sezonu we własnej hali, to tak naprawdę minimalna osłoda, słabego sezonu naszego zespołu. Już wówczas, po zakończonym meczu, kapitan naszej drużyny – Wojciech Jurkiewicz – dziękując kibicom za wsparcie, otwarcie przyznał, iż wynik nie satysfakcjonuje nikogo. W podobnym tonie wypowiadał się Tomek Bonisławski - „Taki jest sport, jak to się mówi. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Na początku graliśmy słabo. Później ta nasza gra falowała. Raz graliśmy lepsze mecze, raz gorsze. Potrafiliśmy zdobywać punkty w Kędzierzynie, by przegrywać z Warszawą czy Częstochową. Sami jesteśmy sobie winni, możemy mieć pretensje tylko do siebie. Spadliśmy do tej drugiej części tabeli i tego już nie zmienimy. Stało się i trudno” – komentował nasz zawodnik.
Sezon 2013/2014 sportowo nie należał do udanych. Dla Tomka było to jednak sezon, w którym zadebiutował w roli pierwszego libero w rozgrywkach PlusLigi. Jak ocenił te rozgrywki nasz młody siatkarz? „Dla mnie był to trudny, ale i krótki sezon. Skończył się szybko, ale byłem bardziej zmęczony psychicznie, niż fizycznie. Było dużo zmian. Grałem mecze lepsze, gorsze, chociażby ten pierwszy z Częstochową, gdzie zagrałem katastrofę. W tym spotkaniu było trochę lepiej, choć wymagam od siebie na pewno więcej. Miałem trochę problemów, tym bardziej, że dużo się zmieniało również na boisku. Zaczynałem na przyjęciu z Marcinem Wiką i z Yasserem, a kończyłem z Garrettem i Marcinem Waliński. Miałem trudne zadanie, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. W skali od jeden do dziesięciu oceniłbym ten sezon na sześć. Pięć jako moją grę, a sześć jako, że to mój pierwszy sezon” – zakończył podopieczny Vitala Heynena.