Martyna Kasperek: Czy jest Pan zadowolony z występów Delecty w sezonie 2010/2011?
Waldemar Wspaniały: „Nigdy nie byłem i nigdy nie będę zadowolony z przegranej. A niestety, przegranych meczów w drugiej części sezonu było bardzo dużo. Trzeba powiedzieć, że liga była najmocniejszą od kilku lat. Świadczyć mogą o tym występy czterech polskich zespołów w rozgrywkach klubowych, z których dwa grały w finale rozgrywek europejskich. Jastrzębianie nie dostali się do tej czołówki dzięki naszej dobrej grze przed fazą play-off. Muszę podkreślić, że to bardzo dobry zespół, lepszy od naszego organizacyjnie i sportowo, pod każdym względem, łącznie z historią i tradycją. To przecież wicemistrz Polski z poprzedniego sezonu. Dlatego trzeba uszanować zwycięstwa z Jastrzębskim Węglem, bo to były decydujące mecze i dla nas, i dla przeciwników"
Ale końcówka sezonu nie należała już do udanych i klub przegrał bardzo dużo spotkań. Czy głównym powodem tej sytuacji były kontuzje, które dopadły Delectę?
„Jeśli chodzi o drugą część sezonu to faktycznie pojawiły się kontuzje. Po pierwszej rundzie byliśmy na szóstym miejscu, z tego co pamiętam, do czwartego miejsca mieliśmy dziewięć punktów straty i na tym poziomie była ona już praktycznie nie do odrobienia. Bez względu na to, czy to się komuś podoba czy nie, my byliśmy zespołem słabszym od czołówki. Przegrywaliśmy z Politechniką tak samo w rundzie zasadniczej, jak i później. Ten zespół zasłużenie zajął piąte miejsce"
Szóste miejsce jest więc sukcesem czy porażką?
„Ambicje w naszym klubie były wysokie. Ja sam nie jestem przyzwyczajony do przegrywania, bo w moim życiu trenerskim więcej meczów wygrywałem niż przegrałem. Patrząc na to realnie, to miejsce, na którym jesteśmy, jest naszym miejscem w szeregu i powinniśmy być zadowoleni. To tylko moja ocena, ale podejrzewam, że w podobnej sytuacji kadrowej, w jakiej byliśmy, to mielibyśmy bardzo dużo problemów w walce o utrzymanie się w lidze. Dlatego chłopakom z zespołu należy się duży szacunek za to, że jesteśmy w tej szóstce. Podsumowując, to adekwatne miejsce do możliwości kadrowych i finansowych klubu"
Jednak walczyliśmy o wejście do europejskich pucharów. Gdyby udało się Delekcie wygrać rywalizację z Politechniką, to czy byłaby gotowa na występy na europejskich parkietach?
„Szczerze mówiąc, to nie wiem. Teraz jest to już poza mną i nie ma sensu, żebym gdybał. Uważam, że na dzień dzisiejszy nie mielibyśmy dużych szans na to, by grać w pucharach, bo to nie tylko dodatkowe pieniądze na rozgrywki, ale również na lepszych, europejskich zawodników. A tego, czy Delectę będzie stać na takie rozgrywki za rok czy za dwa, to nie jestem w stanie powiedzieć"
Kiedy objął Pan Delectę był to nowy zespół Plusligi, który ciągle walczył o utrzymanie się wśród najlepszych zespołów. To było duże wyzwanie. Długo się Pan nad tym zastanawiał?
„Ja bym chciał, żeby osoby, które mają krytyczny stosunek do wyników z ostatnich lat, przypomniały sobie, w którym miejscu była Delecta te trzy lata temu. Trzeba pamiętać, że utrzymywała się w ekstraklasie trzy sezony z rzędu. W tym roku grała w play-offach - to duża stabilizacja tego zespołu. Według mnie trzeba będzie teraz zrobić wszystko, żeby odbić od tego szóstego miejsca i wiem, że nie będzie łatwo, bo żaden zespół, który jest przed nami, nie osłabi się ani finansowo, ani kadrowo. Podejrzewam też, że te ekipy, które są za nami, to jeszcze się wzmocnią. Może więc być też tak, że przyszłe sezony będą jeszcze trudniejsze, niż te, które przeszedłem z Delectą"
To utrzymanie się w lidze było dla Bydgoszczy pierwszym dużym osiągnięciem.
„Tak, w tym roku o utrzymanie walczą i Fart i Wieluń. Ten drugi utrzymał się w lidze w zeszłym roku, ale jak widać wywalczenie bezpiecznej pozycji w PlusLidze nie jest łatwym zadaniem. Nie jest łatwo stworzyć silny skład i dobre warunki. Młode zespoły powinny zaczynać właśnie od utrzymania się, stabilizacji, a dopiero później myśleć o wyższych celach. Myślę, że te trzy sezony, które spędziłem z Delectą, pozwoliły się jej ustabilizować i utrzymać, nawet w tak trudnej sytuacji, w jakiej byliśmy na początku naszej współpracy. W tym roku mało tego, że się utrzymaliśmy, to jeszcze awansowaliśmy pierwszy raz w historii klubu do play-offów. W zeszłym roku też odnieśliśmy sukces, Delecta pierwszy raz znalazła się w finałowej czwórce Pucharu Polski"
Czy do sukcesów możemy też zaliczyć dobre wyniki na początku zeszłego sezonu, kiedy Delecta przez pewien czas byłą nawet liderem tabeli?
„To teraz nie ma najmniejszego znaczenia. Liczą się tylko końcowe osiągnięcia. Co więcej, uważam, że tamto prowadzenie nie było najlepsze w skutkach, bo pojawiły się za duże ambicje, a przecież Skra miała wtedy zaległe mecze. Liczy się koniec sezonu, a to, co się dzieje wcześniej, to może się zmieniać nawet z kolejki na kolejkę"
W Delekcie mottem tego sezonu było stwierdzenie, że cierpliwość zawsze popłaca.
„Tak, bo w sporcie to jest uniwersalna prawda. Oczywiście wiele innych aspektów jest również bardzo ważnych, ale cierpliwość, i to już w samym procesie szkoleniowym i treningowym, jest najważniejsza. Treningi siatkarskie sprowadzają się w dużej mierze do bardzo dużej ilości powtórzeń. Tak było zawsze, ostatnio można jednak zaobserwować większy nacisk na to, żeby osiągnąć perfekcję w danym elemencie. Pojedyncze ćwiczenie trzeba ciągle powtarzać i efekty tego są widoczne na boisku. Ci, którzy są cierpliwi wygrywają, zarówno na boisku, jak i przy budowaniu czegoś. Niestety, nie jest to nasza cecha narodowa"
Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci po tych prawie trzech latach spędzonych z Delectą?
„Było kilka takich momentów, w których cieszyłem się bardziej niż normalnie. Zresztą, ja się cieszę z każdego wygranego meczu i smuci mnie każdy przegrany. To tylko trener wie, jak cieszy zwycięstwo, a jak bardzo boli porażka. Generalnie jest tak, że do zwycięstw przyznaje się wiele osób, a jeśli dochodzi do porażki, to przeważnie zostaje tylko zespół z trenerem. Na szczęście w Delekcie taka sytuacja się nie zdarzyła. Prezesi stali za drużyną na dobre i na złe, tak też powinno być we wszystkich klubach. Cieszyły mnie na pewno mecze wygrane z czołówką PlusLigi, która jest od nas lepsza finansowo i kadrowo. Tu mogę wymienić wygraną na wyjeździe z Resovią, dwa zwycięstwa nad moim byłym klubem z Kędzierzyna, oczywiście też dwa bardzo ważne wygrane mecze z Jastrzębiem. Były też porażki, takie jak przegrany 0:3 mecz z Wieluniem. Wielką radość sprawiło mi też to, co mnie spotkało na zakończeniu sezonu w ostatni piątek. Przyjechali Prezydent Miasta Bydgoszczy z zastępcą i wręczyli mi medal z listem pochwalnym o pięknym tekście. Było też miłe pożegnanie ze strony klubu. Takie rzeczy się pamięta, a niestety, z tego co wiem, to rzadko się spotyka takie zachowanie"
Nie pierwszy raz rezygnuje Pan z pracy trenera. Czy tym razem będzie to już nieodwołalna decyzja, czy może da się Pan jeszcze skusić na prowadzenie kolejnego zespołu?
„Tak naprawdę to był drugi raz. Pierwszy miał miejsce po sezonie w Olsztynie. Teraz wydaje mi się, że nie ma już szans, żebym wrócił. To jest duży stres, a ja mam już swój wiek. Nie da się oszukać organizmu. Oczywiście, jeśli by ktoś poprosił, żebym się zastanowił nad podjęciem pracy trenera koordynatora, to bym pewnie się nad tym zastanawiał, bo to nie jest związane z tak ogromną odpowiedzialnością, jaką jest praca pierwszego trenera"
Ale siatkówki Pan na pewno nie zostawi?
„Nie, nie zostawię. Prawdopodobnie będzie to tak, że wrócę do pracy w związku, jednak jeszcze nie wiem, w jakiej roli. Nie mógłbym zostawić siatkówki z dnia na dzień, bo po prostu się nie da tak nagle zmienić stylu życia. Poza tym, jeśli są jeszcze ludzie, którzy chcą ze mną współpracować, to chciałbym ciągle pomagać polskiej siatkówce, teraz już w innej roli"
Czy po tych trzech latach w Bydgoszczy znajdzie Pan czas na urlop?
„Nie, nie ma żadnego urlopu. Teraz na święta wrócę do domu, zespół też ma kilka dni wolnego. Spotkamy się w Bydgoszczy na początku maja i do końca tego miesiąca będziemy mieli okres roztrenowania. Co później? Pewnie od czerwca, ewentualnie lipca, rozpocznę pracę w związku, także na urlop się nie zanosi"
Chciałby Pan powiedzieć coś jeszcze współpracownikom i kibicom?
„Chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim, z którymi miałem przyjemność pracować przez te dwa i pół roku w Bydgoszczy. Ludziom z Delecty, prezesom klubu i władzom miasta. Podziękowania należą się też zawodnikom, współpracownikom i kibicom. Wielkie dzięki za to, że udało nam się razem aż tyle zrobić! Poza tym, będę trzymał kciuki za Delectę, żeby klub nadal się rozwijał i miał jeszcze lepsze wyniki i żeby więcej kibiców przychodziło na mecze"
*specjalnie dla www.delectabydgoszcz.pl rozmawiała Martyna Kasperek (www.NiceSport.pl)