Aleksandra Kabat: W większości podsumowań jesteście odbierani jako drużyna jednego meczu z Jastrzębiem, która przestała potem wierzyć w kolejne zwycięstwa. Nie uważa pan, że oczekiwania wobec was były zbyt duże?
Wojciech Jurkiewicz: „Nie uważam, że jest to drużyna jednego meczu z Jastrzębskim Węglem. Do tego spotkania trzeba było doprowadzić, bo nie jedynym meczem zdobywa się szóste miejsce w lidze. Ujmijmy to tak, że była to drużyna do meczu z Jastrzębiem i po nim. Spotkanie z Jastrzębiem było przełomem, dostaliśmy się do szóstki i niestety wszystko od tej pory, począwszy od kłopotów zdrowotnych drużyny po naszą grę, zmieniło się. Nie takie było wyobrażenie wobec dalszej części sezonu. Wyszło jednak tak, że przegraliśmy praktycznie wszystkie spotkania oprócz jednego z Politechniką w Warszawie. Skończyliśmy na tym miejscu, które sobie wywalczyliśmy meczem z Jastrzębskim Węglem"
Szóste miejsce było, więc porażką czy osiągnięciem? Można w ogóle wystawić jednoznaczną ocenę?
„To nie był sukces ani porażka. Porażką była końcówka sezonu, rozgrywki w grupie sześciu drużyn oraz play-offy, które nie pozwoliły nam zmazać tej plamy. Myślę, że było to miejsce adekwatne do naszej postawy"
Jest pan w stanie podać najlepszy mecz w wykonaniu Delecty i druzgocącą porażkę, o której chyba nikt nie chce pamiętać?
„Najlepszym naszym spotkaniem było to z Jastrzębiem, gdzie od samego początku do końca byliśmy drużyną, która wierzyła, że jest w stanie wygrać mecz za trzy punkty i zrobiliśmy to. Natomiast, druzgocących porażek było kilka. Jedna z bardziej bolesnych miała miejsce na początku sezonu w Kielcach. Ona nie tyle podcięła skrzydła, co troszkę wybiła nas z planu jaki sobie obraliśmy na początku sezonu. Mecze w Kielcach i w Wieluniu, który nam kompletnie nie wyszedł, były zimnym prysznicem, ale na szczęście udało się to zniwelować w trakcie innych spotkań sezonu zasadniczego"
W sezonie 2009/2010 mówiło się o kompleksie Łuczniczki, w minionym o „czarnej środzie". Można jakoś wytłumaczyć ten fenomen, że w środę nie potrafiliście rozstrzygać spotkań na swoją korzyść?
„W sobotę byliśmy kompletnie inną drużyną, potrafiącą wygrywać z każdym. Natomiast w środku tygodnia nie mogliśmy poradzić sobie nawet z drużynami teoretycznie od nas słabszymi. Nie wiem, co miało wpływ na tę słabą postawę w ciągu trzech dni. Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Wiele osób już zadawało je zawodnikom, trenerom, ale nikt nie potrafił znaleźć złotego środka. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski na przyszłość i takiego błędu już nie będziemy popełniać"
Zawsze był pan daleki od oceniania systemu rozgrywek, ale czy po około 30 meczach ligowych, spotkaniach Pucharu Polski, ekspresowej I fazie rozgrywek, może pan powiedzieć, w którym systemie: starym czy nowym grało się panu lepiej?
„Nowy system miał prowadzić do wyeliminowania spotkań o tzw. „pietruszkę" Niestety, tak się nie stało. Dwie ostatnie kolejki w grupie 1-6 okazały się ową grą o przysłowiową pietruszkę. Na siłę dogrywano sezon, kiedy wszystko było już poukładane w tabeli i każdy czekał na play-offy. Ta część sezonu nie do końca zdała egzamin. Tu jest dalej temat dla władz ligi, nie był to system idealny i wymaga większych lub mniejszych korekt"
Nowy system zapewnił wam jednak szóstą lokatę, inaczej było w PlusLidze Kobiet. Centrostal Bydgoszcz zacięcie walczył w play-offach, a sezon ostatecznie zakończył na siódmym miejscu.
„Akurat my awansując do szóstki spełniliśmy cel i plusem byłoby, gdybyśmy zdobyli coś więcej. Na pewno nic strasznego nam nie groziło, spadek na niższe miejsce czy do niższej ligi. Z perspektywy czasu, mogę jednak powiedzieć, że to bezpieczeństwo nie wpłynęło dobrze na naszą postawę. Może inaczej, by to wyglądało, gdyby ten bat niebezpieczeństwa nad nami wisiał – to jest w tym momencie gdybanie. Tak samo można powiedzieć, że Jastrzębski Węgiel wygrał na nowych przepisach w Lidze Mistrzów, a Skra straciła. Ciężko jest mi się wypowiadać czy te stare przepisy były lepsze, czy nowe. Na pewno nowy system wymaga poprawek. Mam nadzieję, że zarząd ligi nie poprzestanie na tym i nadal trzeba reformować rozgrywki"
W Delekcie sporo mówi się o odmłodzeniu składu, postawianiu na wychowanków. Większość klubów skład opiera jednak na doświadczonych zawodnikach z tzw. „nazwiskiem", bojąc się niepotrzebnego ryzyka. Nie ma odnosi pan wrażenia, że siatkarska młodzież albo wybiera z konieczności kwadrat dla rezerwowych albo ucieka do niższych lig?
„Kluby, które walczą o najwyższe cele nie mogą sobie pozwolić na eksperymenty. W grę wchodzą bardzo duże pieniądze. Z młodym zawodnikiem jest tak, że albo wystrzeli w danym roku, albo trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Dobrym przykładem na czerpanie z młodzieży, z którą wiążą się wyniki jest Częstochowa. Ogromny procent zawodników grających w PlusLidze zaczynało swoją przygodę z poważną siatkówką właśnie w tym klubie. AZS od wielu lat opiera budowę zespołu na młodych, perspektywicznych graczach i ta współpraca przynosi wymierne rezultaty"
*dla www.delectabydgoszcz.pl rozmawiała Aleksandra Kabat
* więcej na www.NiceSport.pl