Jego siatkarska kariera wiąże się głównie z Bydgoszczą, gdzie ściągnął go jako młodego chłopaka trener Tomasz Zaczek. Libero Transferu jednak, gdy tylko może wraca w rodzinne strony, by przede wszystkim odpocząć - „Cieszę się bardzo, że pochodzę z takiej miejscowości, bo to naprawdę bardzo pozytywna i przyjazna mieścina” – przyznaje. Nie bez przyczyny też, gdy Andrzej Wrona żegnał się na swoim blogu z kibicami i chłopakami z drużyny, życzył swojemu koledze, by ten przez sezon przebrnął tanecznym krokiem samby – tej w Kikole. Dziś już wiemy, o czym pisał wówczas Wrona - „Zawsze śmialiśmy się, bo parę kilometrów od mojej miejscowości jest taki klub „Samba”. Czasami, gdy Andrzej jechał do Warszawy, zabierałem się z nim do domu i rozmawialiśmy wtedy o różnych głupotach, również o klubach i stąd wzięła się ta anegdota” - tłumaczył libero bydgoskiego zespołu.
Spełnienie marzenia
- „Udało mi się w końcówce sezonu zagrać kilka meczów. Teraz cieszę się bardzo, że mogę pokazać co potrafię, choć wiadomo są jeszcze duże rezerwy i trzeba dużo pracować, by być coraz lepszym” – mówi Tomasz Bonisławski, który jednak był świadomy tego, iż mimo dobrej końcówki poprzednich rozgrywek, może zakończyć grę w klubie. Jego kontrakt dobiegał bowiem końca - „Jeśli idzie się na rozmowę dotyczącą kontraktu, to trzeba być gotowym na wszystko. Byłem otwarty ma każdą propozycję, nawet taką, że mógłbym się pożegnać z klubem. Na całe szczęście zostałem, podpisałem kontrakt i cieszę się bardzo, że mogę grać dla bydgoskiej drużyny” – wyjawia młody libero. To, że występuje w pierwszej szóstce zespołu, który z kolei gra w najwyższej klasie rozgrywek, jest spełnieniem jednego z marzeń - „Po to trenuje się od małego chłopca, żeby grać w tej naszej rozsławionej ekstraklasie. Później trzeba sobie stawiać jakieś inne cele, jak choćby to, by w tej ekstraklasie się utrzymać, no a potem już reprezentacja. Takie jest życie sportowca, żeby sobie stawiać jakieś cele i do nich dążyć” – przyznaje siatkarz Transferu.
- „Mogę powiedzieć sobie dzisiaj, że pojadę na olimpiadę i zdobędę od razu mistrzostwo olimpijskie, ale to nie tak. Muszę dążyć spokojnie, małymi krokami do tego, by ulepszać swoją grę. Zdobywać doświadczenie, zarówno jako człowiek i jako siatkarz. I stawiać sobie właśnie takie małe cele, każdy punkt, każdy mecz, każdą rundę czy sezon spokojnie przepracować i dążyć do lepszej gry” – mówi młody libero bydgoskiego zespołu, który przeżywał też trudne momenty. Był bowiem okres, kiedy na boisku, czy to w rozgrywkach PlusLigi, czy Młodej Ligi pojawiał się epizodycznie. Skąd w takim momencie brać siły na to, by dalej walczyć? - „Podstawą jest, by podchodzić pozytywnie do każdego dnia i do każdego treningu. Wiadomo, że nie wszystko się od razu udaje, trzeba być cierpliwym. Według mnie cierpliwość, to taka największa zaleta” – mówi Tomasz Bonisławski, który podkreślał także, jak wiele dawały mu treningi z takimi zawodnikami, jak Stephane Antiga czy Michał Masny. Choć tylko trenował z pierwszym zespołem, a w Młodej Lidze również nie grał zbyt często, czekał na swój moment - „Sama gra w Młodej Lidze, to nie jest to samo, co w PlusLidze. Mnie osobiście treningi z seniorskim zespołem dawały więcej, niż mecze w Młodej Lidze, przynajmniej ja tak uważam. Dlatego nie załamywałem się i byłem cierpliwy”. Jednocześnie czekając na swoją szansę i grę w wyjściowym składzie - „Jeżeli nie jest się ambitnym, to można poprzestać na tym, co się ma i w ogóle się nie rozwijać, no ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Każdy chce być jak najlepszy, każdy chce zdobywać różne tytuły, nagrody i robić dla siebie to co najlepsze, by się w tym spełniać” – przyznaje podopieczny Vitala Heynena.
To właśnie dzięki ambicji i cierpliwości jest teraz tu, gdzie jest. Choć jak sam podkreśla, jak na sportowca, nie jest już taki młody - „W styczniu kończę 23 lata i jeśli chodzi o sport, to już powinienem wchodzić do tego dorosłego grania. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? To już jest taki ostatni dzwonek, żeby w tej najwyższej klasie się pokazywać, zdobywać doświadczenie, bo później może być ciężko. Trzeba zasuwać na każdym treningu, pracować, żeby się utrzymać, bo poziom ligi jest naprawdę bardzo wysoki i boisko szybko weryfikuje każdą słabość” – przyznaje siatkarz naszej drużyny, który potrafi rozdzielić czas na zabawę i na ciężką harówkę - „Lubię pogadać o głupotach z chłopakami po treningu, porobić dowcipy. Ale mecz to mecz. Trzeba się skoncentrować na swojej robocie, to jest nasza praca i jakieś inne rzeczy nie powinny nam wtedy zaprzątać głowy”. Jednak ani on, ani jego koledzy z drużyny nie zrobili żadnego dowcipu swojemu nowemu koledze. Garrett Muagututia dołączył bowiem do zespołu 27 grudnia - „Nie wykręciliśmy mu jeszcze żadnego numeru, ale po sparingowym meczu z Gdańskiem uczył nas wymawiać swoje nazwisko, bo nikt od nas nie wiedział, jak się je wymawia” - śmiał się nasz libero.
Skupiony na piłce
Tak właśnie jest, gdy wybiega na parkiet. Liczy się tylko boisko - „Widzi się tylko tę piłkę i przeciwników. Czasami z boku trenera, który coś podpowie, czy ławkę rezerwowych. A tego co jest zupełnie wokół, tego się nie czuje. Przynajmniej jak tak mam” – przyznaje libero Transferu. Zapamiętał jednak jedną sytuację z poprzedniego sezonu - „Pamiętam tylko ten jeden mecz w zeszłym roku z Jastrzębskim Węglem, że gdy mieliśmy ostatnią piłkę, to były tak głośne gwizdy, że aż huczało mi w uszach. Na boisku było to słychać i to mi zapadło w pamięć. Jasne, że jeśli jest dobry doping, to kibice nakręcają, ale zawodnik raczej się wyłącza, interesuje go tylko piłka” - mówił nam Tomek Bonisławski. Będąc na boisku taki właśnie jest, maksymalnie skupiony na rywalu i tym, co dzieje się z piłką. Nie okazuje też zbyt wielu emocji, jak choćby Krzysztof Ignaczak, który jest wulkanem energii - „Jest to bardzo doświadczony zawodnik. Wie jak się zachować w każdej sytuacji, ja się jeszcze tego wszystkiego uczę. Czasami mnie jeszcze niektóre rzeczy zaskakują, ale poznaję ten świat siatkówki od środka, od samego centrum boiska. To zależy od sytuacji, czasami jestem bardziej impulsywny, czasem mniej. Libero powinien być raczej takim zawodnikiem, który będzie napędzać grę zespołu, bo od tego jest, by go pobudzić” – mówił siatkarz bydgoskiego zespołu.
Każde spotkanie wyzwala we wszystkich, zarówno w kibicach, jak i siatkarzach wiele emocji. Po powrocie do domu nie można zupełnie odciąć się od tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut wcześniej w hali - „Przemyślę swoje błędy. Szczególnie, gdy zrobi się jakiś niepotrzebny, prosty błąd, to podwójnie tego żal, bo każdy wie, że na treningu zrobiłby to dobrze, a w meczu nie wyszło. Analizuję swoje błędy, swoje dobre akcje. Często za nim zasnę minie parę godzin. Kładę się późną nocą spać po takim meczu, ale zawsze staram się wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski z każdego meczu, czy to zwycięskiego czy przegranego” - opowiada nasz libero. Czy zatem zmęczenie psychiczne może być większe niż fizyczne? „Zdecydowanie tak. Myślę, że psychika odgrywa bardzo dużą rolę. Trzeba umieć się wyłączyć z otoczenia, skupić się tylko na swojej robocie. A jeśli ogląda Cię tyle osób, każdy ma o Tobie jakąś swoją opinię, a Ty musisz pokazać, co masz najlepszego, to nie jest to łatwe. Psychika jest bardzo ważna i można się zmęczyć. Czasami wydaje się, że mecz 3:0 zwycięski, łatwo raz dwa i po zabawie, a psychicznie jest ciężko...” - przyznaje.
Sposób na życie
Choć czasami nie jest łatwo i trzeba zmierzyć się z wieloma trudnościami, siatkówka jest dla niego tym, czym żyje i tym, co kocha robić - „Robiłbym to nawet za darmo, a jeśli dostaje się za to pieniądze, to czego chcieć więcej? To jest jakieś spełnienie moich dziecięcych marzeń. Zawsze chciałem być sportowcem i akurat padło na siatkówkę. Kiedyś lubiłem grać i w piłkę nożną i w koszykówkę, ale to siatkówka mnie przyciągnęła i to, że teraz mogę dostawać za to jakieś pieniądze, to jest to naprawdę coś pięknego” – mówił libero Transferu, który wyjaśnił jeszcze jedną zagadkę. Dlaczego w kosmos wysłałby właśnie siebie? „Bo bardzo mnie ciekawi podróż w kosmos” - śmiał się Tomasz Bonisławski.